Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gardą, splunął i wyszedł z izby, a gdy mu Agata otwiérała drzwi od ulicy, rzekł do niéj.
— Twój pan nie wart pocciwego imienia ale ty kobiéta, chocieś nie zeby ładna i kromkę zajękliwa, wyglądas mi wsakze nikiejby coś dobrégo. Poradżze la Boga gdziebym znalazł kątek na noc? —
A na to mu Agata!
— Nie przeklinajcie mojego pana, to się odważę zaprowadzić was do klasztoru księży Franciszkanów. Myślę, że was tam przyjmą. —
— Niechze ci Bóg to nagrodzi moja ty nie osacowana. Tyś jak słowicek, ptasze niepokażne, ale slicnie spiwa. Rusajmy. —
— Poszli tedy do klasztoru. Agata zadzwoniła i rozmówiwszy się z fórtjanem, który ją znał dobrze, uprosiła, ze wpuścił Macieja i zaprowadził go do celi ojca Pafnucego.
Było to właśnie w téj porze, gdy wielebny prokurator wróciwszy z chóru po odśpiéwaniu komplety, posilał się wołowémi na zimno zrazami, skrapiając je dubeltowém piwem, kiedy brat fórtjan nie wczas wcale zapukał do jego celi i przerwał mu miłą okupację, czém ściągnął na siebie potężną reprymandę. Zaledwie jednak sfukany braciszek przyszedłszy do słowa, powiedział mu, że mniemany ów burłak włóczęga, był żołniérzem, że wraca z niewoli aż z Sybiru, i nie znalazł, gdzieby skłonić głowę, wnet się pater udobruchał; łagodnie do Macieja przemówił, a gdy z odpowiedzi jego wniósł, że to człek nie głupi, bywały, a stąd się odeń ciekawych rzeczy można będzie dowiedzieć; nie tylko mu przenocować pozwolił, ale go nawet na godzinkę u siebie zatrzymał, zadając rozmaite pytania o minionéj wojnie i o przy-