Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ani smaząc jéj w mozgownicy. A lepiéj jesce, bez gadaniny, pieniądze na stół, odlicymy je i kwita. —
Łapcewicz ruszył ramionami i tak zaczął:
— Pieniędzy z intrat, jak mówiłem, uratowałem cokolwiek: a z tych — deductis deducendis....
— Nie gadajcie po łacińsku, boć to bies chyba zrozumie, nie ja.
— Zostało ze trzy tysiące......
— Cerwonych złotych? —
— Polskich złotych, bracie. Ale i to pieniądze.
— Jużcis nie plewy, jeno tylko, ze kaducnie skąpo!
— Jam temu nie winien. Lecz i taką summę powierzyć wam nie śmiem. —
— A to cemu? Za kogo to mnie macie? —
— Za najpoczciwszego mazura w świecie, lecz razem za śmiertelnego człowieka, podlegającego różnym przypadkom. Zgodzisz się sam, panie Macieju, że w podróży tak dalekiéj i tak niebezpiecznéj, możecie umrzeć z choroby albo zostać zabitym od łotrów, słowem: nic nie podobnego, że i sam przepadniesz i pieniądze z tobą. —
Perełka podrapał się w głowę i mruknął:
— Kadukby was z prorokowaniem, wsakze iz toby się mogło cłeku psytrafic, nie psecę.. Jednakowo innéj drogi nié ma, a wracać z gołemi rękami, tać jedno, co psepaść; lepiéj tedy wezwawsy pomocy pana Boga, Matki Cęstochowskiéj i ś. Macieja, puścić się z grosiwem, znajomą jus mi drogą. —
— A Łapcewicz mu na to:
— Niewola pana porucznika nie będzie wieczna. Jest nadzieja, że teraz, gdy już wszystko skończone, jeńcy wojskowi zostaną uwolnieni. Otoż gdy