Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z najuboższych! Za pożyczony grosz kupiłem to beze ceństwo, mniemając, że na niém uczciwie zarobię.
— Ha! mospanie, kto spekuluje, może wyjść z trzosem a może i z torbą. Waszmość przynajmniéj tym razem wygrałeś moralnie, boś zapomogł nieszczęśliwą wdowę. Powtarzam, masz się cieszyć z czego.
— Cieszyć? żem się zrujnował z kretesem a wzbogacił jakąś tam babę. Ale może dobrodziéj tylkoś chciał sobie, ot tak ze mnie pożartować? Zaklinam na Boga! powiedz sumiennie, czy w samej rzeczy obraz nie wart więcéj?
— Nie zwykłem żartować z nikogo; i nie miałbym nawet czasu na taką zabawę. Com więc powiedział, miéj to sobie waszmość za szczerą prawdę, a wolno ci z resztą i nie wierzyć. W każdym razie kupiłeś ładne wcale malowidło, chociażeś drogo za nie zapłacił. Zdarzyło się to już nie jednemu i nieraz się jeszcze na świecie zdarzy. — Ale ta uwaga Szmuglewicza nie pocieszyła najmniéj zrozpaczonego Bonawenturę. Bez pamięci wrócił do domu i zamknął się w swoim alkierzu, nie przemówiwszy słowa do Agaty, która widząc w nim nadzwyczajną zmianę, zapytała z troskliwością, czy się nie czuł słabym i nie potrzebował czego?
Srogie wyrzuty zawiedzionéj chciwości nie przestawały przywodzić mu na pamięć utraconą ową szczęśliwą chwilę, w której półgłówek ów amator, ofiarował mu tak piękny zarobek. Szukajże go teraz nie wiedząc gdzie mieszka i jak się nazywa! Łapaj wiatr w polu!
— Tak wykrzykiwał załamując ręce nasz sknera.
Aliści zaledwie upłynęło pół godziny, zastu-