Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Naprzód tedy pilnie je obejrzał, a znajdując, iż było zabrukane i okopcone, przystąpił ostrożnie do obmycia wodą z mydłem, i ledwie nie podskoczył z radości, gdy obraz wyszedł z téj kąpieli, nie tylko cało, ale zajaśniał tak żywemi barwy; iż wyglądał jakby go dopiero co ze sztalugi zdjęto. Mało też spał téj nocy, marząc o rezultacie swoléj spekulacji a następnego ranka, udał się ze swym towarem.naprzód do znanego mu ze sławy Szmuglewicza.
Znalazł artystę w domu, i wpuszczony do jego gabinetu, pokłonił mu się niziutko, poczém odwinąwszy płachtę okrywającą obraz, ukazał mu go w milczeniu, śledząc wzrokiem effekt, jaki na twarzy artysty widok arcydzieła zrobić był powinien.
Szmuglewicz przypatrzył się malowidłu uważnie, i rzekl potém.
— Poznaję! jest to pendzel nieboszczyka Olęckiego.
— Oryginał panie! nie prawdaż? — przerwał mu niecierpliwie p. Bonawentura.
— Oryginałem był raczej, ś. p. artysta, bo wolał cierpieć niedostatek, aniżeli przedawać swoje prace niżéj ich wartości. Szkoda, że go śmierć tak wcześnie zebrała? człek ten miał rzeczywisty talent, zamiłowanie sztuki i byłby się podniosł wysoko. —
— Ale ten obraz? — pytał niespokojnie skąpiec.
— Ten obraz..... jest to nie zła wcale kopja włoskiego oryginału; najlepsza może, jaką Olęcki kiedy zrobił.
— Więc przecie wysokiéj wartości, bo mi ona drogo kosztuje.