Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tała niespokojnie domyślając się zamiaru exlokatorki.
— Poszukać dla siebie mieszkania, — odpowiedziała tamta — alem chciała zajść do twojéj ciupki droga panno Agato, żeby się pożegnać i rozpłacić z najlepszą moją przyjaciółką i prawdziwą dobrodziką. —
— Pożegnać?.... ach! to złe na ten raz słowo! a rozpłacić się.... tego już nawet nie rozumiem. Proszę jednak do mnie, pomówimy ze sobą, bo mam poruczenie i od pana regenta do pani.
— Od niego? a czegóż on chce ode mnie? Zaspokojony jest przecie. Ja z nim już żadnego nie chcę mieć interesu, a mam tylko z tobą, moja ty nie oszacowana. — Na to jéj Agata: — No! chodźże, uspokoj się, ofiaruj Bogu urazę, zawdzięczając Opatrzności niespodzianą pomoc; posil się sama, a i robazki twoje muszą być głodne. Otoż mam dla was garnuszek spory krupniczku z wołowiną. Oho! nie zawsze bo u mnie pustki. —
I pociągnęła za sobą rozczuloną wdowę a wprowadziwszy do swéj izdebki przy kuchence, zawinęła się około podwieczorku i z lubością potém patrzyła na dzieci, zajadające ze smakiem posilny krupniczek Chwilami jednak rzucała na drzwi nie spokojnym wzrokiem, w obawie, ażeby nie zajrzał do nich pan Łapcewicz i nie zdybał ją częstującą gości z taką rozrzutnością.
Wdowa, po kilku łyżkach, przystąpiła do interesu z Agatą, prosząc, aby przyjęła wynagrodzenie za podjęte trudy czasu jéj choroby i za dostarczone lekarstwa i żywność, lecz się ta żadną miarą nakłonić do tego nie dała, powtarzając z niezwykłą sobie żywością.