Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ję cenę pięćdziesiąt holenderskich, obrączkowych, ważnych.
— Niechże ci djabeł dziękuje, bo on ci chyba da taką summę, i to gdy razem duszę twoję weźmie, jeśliś mu jéj jeszcze nie przedał, o czém bardzo wątpię. —
I to powiedziawszy, wybiegi z izby, a Łapcewicz kiwnął za nim ręką, udając się do alkierza, dla ukrycia tam swojego skarbu, i mruknął pod nosem:
— Powróci ptaszek za chwilę i przyniesie mi 250 dukatów. Znam się ja na tych amatorach i na ich złościach. Im więcéj wymiotą przekleństw, tém więcéj potém wyrzuci pieniędzy. Już to taka u nich fantazja. Rozumnie jednak będzie pokazać wprzód ten obraz Szmuglewiczowi, aby go ocenił. Że mi też nie przyszło na myśl, przed licytacją kupić go u méj debitorki! Ona oczywiście nie wiedziała co ma, i oddałaby może za kilkadziesiąt złotych, sądząc, że to cóś lichego; a teraz baba porosła niespodzianie w pierze i pewnie się z kamieniczki mojéj wyniesie, kto wié nawet, czy ogadywać mię nie będzie. Szkoda; wielka szkoda! Lecz przynajmniéj, według wszelkiego podobieństwa, tysiączek na tej spekulacji zarobię. Szczęście prawdziwe, że świat pełen jest warjatów, którzy złoto i srébro mieniają na malowane płótna lub na inne nie potrzebne rupiecie. Cożby się z naszym bratem stało, gdyby każdy, co w kieszeni ma pieniądze, miał takoż i zdrowy rozum w głowie? —
Zgadł Łapcewicz, że biédna wdowa nie znała wartości swojego obrazu: kiedy bowiem po ukończonej licytacji przywołano ją dla przyjęcia należących się jéj pieniędzy, nie mogła pojąć ja-