Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gał od swych lokatorów punktualności w opłatach komornego; stąd więc znalazła się biédna kobiéta w kłopocie nie małym. Czasu swéj niemocy nie miała nikogo, co by jéj podał rękę i nakarmił dzieci, prócz tylko jednéj Agaty. Ta istota była dla niéj opiekuńczym aniołem, a lubo obarczona pracą; każdą chwilę wolnego czasu obracała na pielęgnowanie choréj i jéj drobiazgu. Odrywała od własnych ust kąski chudéj strawy, by je nosić na górę i karmić głodne niebożęta; co większa, chodząc do kościoła, nie wstydziła się wyciągać rękę po jałmużnę, aby za grosz wyżebrany, kupić dla choréj lekarstwa i delikatniejszy posiłek. Raz ją ojciec Pafnucy zdybał w kruchcie na tym uczynku i zdziwiony zapytał, czemuby, mając sposob do życia, bawiła się rzemiosłem tych, którzyby sobie inaczéj na chleb zarobić nie zdołali. Zawstydzona, opowiedziała mu jako swemu dyrektorowi sumienia, prawdziwą przyczynę tego postępku, a kapłan klapnąwszy ją po ramieniu, kazał iść za sobą. Był on jak wiémy, prokuratorem konwentu i zarazem rozporządzał, przeznaczoną dla ubogich cząstką wiktuałów; zaprowadził więc Agatę do spiżarni i kazał jéj nabrać z zapasu żywności, ile ze sobą unieść zdołała. Poczciwa kwestarka, ucałowawszy pulchną rękę dobrodzieja, ruszyła do domu obciążona ale radośna i mówiła do siebie:
— Ot, niech sobie co chce prawi pan regent, a mój duchowny ojciec, chociaż nie żałuje sobie jadła i miodek popijać lubi, pełne ma przecież wnętrzności miłosierdzia. Szkoda prawdziwie, że mój regent troszkę skąpy, a byłoby z niego dobre panisko! —
Błogosławiła wdowa Agatę, lecz otrzymana pomoc