Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pła to była dla osieroconéj puścizna, lecz dopomagała sobie ręczną pracą, i lubo z ciężkim znojem utrzymywała siebie z dwojgiem dziatek, sprzedając od czasu do czasu które z owych malowideł, szachrajom żydom, za połowę rzeczywistej ich wartości. Bo jeśli na jaki towar trudno znaleść kupca w naszym kraju, to zaiste na olejne obrazy, chyba że są lichego pendzla a przeto tanie. Takie, chociażby szkaradne, byleby wystawiające cóś świętego i w kolorach ile można jaskrawych, znajdują kupca, bo też takiémi zdobiono dawniéj, co się zdarza niekiedy i dzisiaj, ołtarze naszych kościołów i kaplic po wsiach i miasteczkach. Dla tegoż to lada bazgracz uwijając się szybko z nędzną swą robotą, używając do niéj farb, co najlichszych i mogąc zatém swoje roboty zbywać jak najtaniéj, zarabiał sobie na chleb bez troski, podczas, gdy malarz z talentem i nauką, potrzebujący dużo czasu do obmyślenia obrazu i do wykonania potem swej kompozycji a to nie inaczéj, jak najlepszemi, a zatém drogiemi farbami; długo po ukończeniu swego utworu czekać musiał na traf szczęśliwy, coby zdarzył nań kupca, i w nie pewném tém oczekiwaniu walczył często z niedostatkiem i rozpaczą[1]. Ów mąż naszéj wdowy, wprawdzie kopjował tylko, lecz to czynił z zamiłowaniem sztuki, pracowicie i sumiennie, a więc nie pośpiesznie; farby kosztowały go dużo, podróże takoż: nie mając funduszu na wędrówki za granicę, zwiedzał li tylko we własnym kraju miejsca znane powszechnie, ze zbioru pięknych dzieł malarskiéj sztuki. Dodajmy, że

  1. Wszystko to niestety! i dziś jeszcze u nas widzieć się daje.