Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

grzesznika i z zażycia wybornéj konfortacji a lubo uczuł w nogach pewną influencję starego miodu, dobrał się przecie bez szwanku do swego klasztoru.
Odprowadziwszy gościa aż za próg domu i zasunąwszy u drzwi rygiel, wrócił Łapcewicz do izby, by co prędzej odnieść flaszę do piwniczki, do której wyjście było z alkierza. Spuszczając się w loch po drabince, taką sam z sobą prowadził rozmowę.
— Szkoda miodu, osobliwie dla takiego bibuły, ale z duchowieństwem choćby kapturowém, zadzierać się niebezpiecznie. Pokora nic nie kosztuje, owszem coś czasem przyrzuci a duma w końcu zawsze płaci. Temu wprawdzie patrowi mało się pokłonić, trzeba mu oraz odwilżać gardło, bo on tylko z trunkiem gładko przełyka pochlebne słowa; na sucho za nic go nie ugłaskasz. A dziurawe zakaty ma gardło! Wszakże, miód ten przyszedł mi darmo z bogatéj niegdyś piwnicy mojego dawnego pana, który dziś.... wygnaniec.... jeżeli tylko nie zmarzł jeszcze gdzieś tam pod polusem. Ktoż mu bo winien? Nie chciał młokos trzymać z królem, z panem Szczęsnym, z Marnowieckimi i z resztą rozumnych ludzi, rzucił się w odmęt rewolucji i zginął jak ruda mysz. Dobra skonfiskowane, pieniądze.... lecz o tém z samym sobą nawet rozmawiać nie bezpiecznie.... Zgoła, przepadł bez powrotu, i mogę już go zaliczyć do umarłych. Sukcessorow nie zostawił, ale zostawił sługę, a dobry sługa, azali po sprawiedliwości nie bliższy do sukcessji, niż lada jaki krewniak? Téj atoli kwestji nie dam pod rozstrzygnienie mojemu wielebnemu. Kosztowałoby mię to może jedną jeszcze flaszę trojniaku, a ta-