Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Verissimum! Przyznaję — rzekł udając skruchę skąpiec.
— A daléj co napisano? — mówił ksiądz z tryumfującą miną. — Nie skarbcie sobie skarbów na ziemi, thesauros in terra, uważasz waszmość? To jakby do nas Dobrodzieju.
— Do mnie?....a na rany Chrystusowe! — zawołał płaczliwym głosem Łapcewicz — ubogi jestem i nędzarz! patrzno jegomość na moje mizerje.
— Na grzbiecie mizerja, concedo, ale że tam — wskazując na alkierz — takoż mizerja; nego! — odparł z przekąsem jubilat.
— Skarbów tam nié ma, affirmo: ale jest flasza starego miodu, godnego święconéj gęby waszej wielebności.
— To powiedziawszy poszedł do alkierza, a ksiądz Pafnucy rozpogodził trochę czoło, i zażył tabaki.
Skąpiec wrócił z butelką i lampeczką, nalał i rzekł: parce, et accipe reverende pater. A gdy pater wypił i oblizał usta, nalał mu powtóre i potrzecie, słuchając pokornie admonicji. Po trzéciej lampeczce ustąpiła chmura z czoła wielebnego, policzki się bardziéj poczerwiniły, ale już nie od gniewu, słodycz bowiem miodku wsiękała widać w mowę, która z gromiącéj zmieniła się stopniami w nauczającą, pełną namaszczenia, aż naresztę język zaczął się nieco jakby plątać, cytacje urywać i elokwencja przeszła zwolna w niemą kontemplację, któréj p. Bonawentura nie przerywał, ale już flaszę zatknął, aby w niéj ostatki przynajmniéj kordjału zachować na inny równie ważny przypadek.
Po chwili podniosł się nie bez małego trudu ze stołka ojciec Pafnucy, ucieszony i z nawrócenia