Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czy Kalwin, zamiast coby się miał w swych wątpliwościach poradzić kapłana! A chodzi do kościoła Faryzeusz, a krzyżuje się i całuje ziemię hipokryta! No damże ci dam Vituperiam, że poczujesz aż w piętach! —
Zlękniona tą pogróżką Agata; błagała żeby rejentowi dał pokoj, ale Ojciec Pafnucy nadto był do żywego tknięty, żeby odstąpić miał zamiaru skarcenia zarozumiałości laika i zarazem sknerstwa dusigrosza. Nazajutrz więc zaraz po Mszy rannéj, udał się do mieszkania Łapcewicza, nie czekając nawet, ażby ten wrócił z Kościoła, tak był niecierpliwy wypalić mu wbrew swoje verba veritatis.
Ujrzawszy wielebnego Ojca, Agata, domyśliła się celu jego wizyty i nie pomału się zakłopotała przewidując burzę, musiała atoli, przez uszanowanie dla kapłana i spowiednika swego, przyjąć go uprzejmie, gdy jéj powiedział, że oczekiwać będzie przybycia gospodarza. W kilka też minut przydybał p. Bonawentura i nie pomału się zmarszczył na widok nie oczekiwanego gościa.
Ks. prokurator, pozdrowiwszy rejenta, chwalbą Chrystusową, przystąpił wnet do interesu w te słowa:
— Jako parafjanina naszego kościoła, winienem ostrzedz waszmość, że na złéj drodze jesteś Dobrodzieju.
— Grzesznik jestem, peccator, człek ułomny, fragilis, prawda, confiteor — odrzekł pokornie schylając głowę Łapcewicz.
— Grzesznik, ułomny, a ktoż nie grzesznik? kto nie ułomny? nie o tym Dawidzie gra idzie Dobrodzieju. Z grzesznikami mała jeszcze biéda, z heretykami, Boże odpuść, daleko większa.