Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie tylko dosyć, lecz możnaby nawet przy owsiance na jedném przestać jajku.
— Ależ-....
— Nie przerywaj mi a słuchaj uważnie. Jajko zgotujesz po furmańsku, twardo. Żółtek będzie dla mnie, białek dla ciebie.
— A skorupka dla Rozboja — wrzuciła trochę szydząc Agata.
— Dla Rozboja resztka owsianki i okruchy chleba. Dziś zdaje mi się wigilja, post ścisły, jajka nawet jeśćby się nie godziło, ale potrzeba nas wymawia. Kościół matka nie macocha.
— Ależ co psu, proszę, do postu? Onże niema duszy, a musi taki pracować po swojemu, to jest szczekać we dnie i w nocy. Nie dajże mu jeść, toć głosu z gardła nie wydobędzie.
— Przeciwnie moja kochana, jak go rozkarmisz, ociężeje, rozleniwieje, stanie się ospałym. Trochę głodu utrzymuje w czujności.
— Ach, wiem o tem z doświadczenia — odrzekła wzdychając biedaczka. — Ale ten sposób, mówią, skraca życie bożemu stworzeniu.
— Bajka, wierz mi, wierutna bajka. Więcéj, upewniam cię, umiera ludzi z objadania się aniżeli z głodu. Obfitość jadła rodzi w ludziach i w bydlętach opłakane skutki: w człeku wzmaga cielesność i wiedzie do grzechu, w bydlęciu znowu, jakem mówił, sprawia ociężałość.
— Co też bo Jegomość, z przeproszeniem, gada! mój spowiednik Ojciec Pafnucy je za dwóch i gruby jak beczka, a święty przecie Kapłan. U naszego sąsiada Rylewicza szkapa okrąglutka jak ogórek a żwawa jakby jakie licho.
— Hem! — widzisz, to są excepcje.