Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A komużby, z przeproszeniem, można było je sprzedać jeśliby ludzie rodzili się odziani od stóp do głowy? — odparła służebnica ukazując dwa rzędy zdrowych jeszcze zębów, a p. Bonawentura pokonany tym wcale logicznym argumentem, wykrzyknął:
— A dalibóg prawda! Ot, że mi też to na razie nie przyszło do głowy....No, coż robić? odziewać się trzeba, ale rozum każe strzedz odzieży od stérania, a gdy się poszarza, podziurawi, więc nicować, naprawiać, łatać lub cérować, dopóki tylko można. Nie zapominaj o tém moja Agato. —
Na to, biedna kobiéta miasto odpowiedzi, ukazała palcem na nieźliczone łaty i cery świecące na ich obójga odzieniu a Łapcewicz nasypawszy z rożka na dłoń jéj malutką szczyptę tabaki, mruknął:
— No, trzeba już będzie pomyślić o nowéj jupce dla ciebie.
— Nie zwlekajże pan z tą myślą, bo, z przeproszeniem, lada dzień ta stara jupka rozleci się na cztéry wiatry, i jakoś to nie będzie z honorem choćby dla samego jegomości.
— No, no, pomyślę już, pomyślę, a tym czasem trzymaj ją, żeby się nie rozleciała. Ciężkie, oj ciężkie czasy, moja kochana, oszczędzaj więc wszystko.
— Oszczędzać! Będziemy się więc chyba obchodzić całkiem bez jedzenia, odzienia, opału i światła? Ależ to bodaj rzecz nie podobna. Oto i dziś naprzykład, trzebaby coś zgotować na obiad, a w spiżarni mam tylko parę garstek owsianéj kaszy i dwa kurze jaja. Dosyćze tego będzie dla nas trójga?, bo i Rozbój ma brzuch przecie.