Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Albo ja wiém co to exspekcye? ale już otwarcie jegomości powiém, że można bez grze­chu, choćby w poście, zjeść dwa jajka we dwojgu.
— No, kiedy już chcesz koniecznie, niechże na dziś tak będzie: ale się strzeż, poczciwa Agato, że­byś na starość nie stała się, broń Boże, żarłoczką.
— Byłaby sztuka na takiej strawie — mruknęła słu­żebna i poszła do kuchenki, a pan Bonawentura udał się do swego alkierza, gdzie, zasunąwszy u drzwi rygiel, przesiedział aż do obiadu. Co tam robił nikt nie wie, lecz jeśli wierzyć słuchowi Agaty, li­czyć musiał pieniądze, bo razu jednego, uprząta­jąc piérwszą izbę, usłyszała cichy brzęk złota, i nieco głośniejszy srébra, wychodzący z alkierza. Wszakże pomyśliwszy nad témn, rzekła sobie:
— Musiało mi się przysłyszeć, bo gdyby mój pan miał pieniądze, czemużby się z tém taił przedemną znając moję wierność? Gdybym ja cudem jakim, znalazła skarb, czy niespodzianie dostała po kim sukcessją, zarazbym mu nie tylko o témn do­niosła, ale się z nim mojem dobrem podzieliła. Kie­dy się więc on zaklina, że mu dochod zkamienicz­ ki zaledwie wystarcza na to ubogie życie, jakże­bym wierzyć temu nie miała. Oto, musiał liczyć miedziaki, a w moich uszach zabrzęczało jakby zło­to i srébro. Biédne panisko! wszakem to go led­wie nie posądziła o chciwość! —
Jak widzicie, złote było w téj kobiécie serce, a jeśliby kto miał ciekawość zapytać czemu służy­ła u takiego człeka, odpowiedzielibyśmy, że takie było widać jéj przeznaczenie. Urodzona w nędzy, szpetna z twarzy i niezgrabna w całéj swéj posta­ci, sierota, zmuszona cudze wycierać kąty, zanied­bana w dzieciństwie, upośledzona w wieku młodym,