Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Hem! Niegdyś w onych dobrych czasach bogobojności i porządku, postępek córki pani, wielkiém i niesłychaném prawie nazwanoby wykroczeniem; ale dziś, gdy Russo swoim Emilem odurzył głowy rodzicom, a bezbożni Encyklopedyści podkopali zasady wiary i społecznego porządku, dziś; mówię, samymże rodzicom przypisać musimy nieposłuszeństwo i samowolność ich dzieci. Nie sądź wszakże, droga pani. żebym to mówił w celu wyrzucania państwu naśladowanie złego przykładu. Ulegliście potędze ducha obecnego wieku, i wychowaliście dzieci wasze zgodnie z upowszechnionémi dziś w waszéj klassie wyobrażeniami. Lecz gdy tak jest, nieposłuszeństwo dziecka nie dziwi mię wcale, a ponieważ to nieposłuszeństwo może pochodzić z pobudek skądinąd szlachetnych, nie śmiałbym je potępiać bezwzględnie.
— Zgadzam się na to — odrzekła starościna — i sądzę nawet, że Laura nie tyle z miłości ku narzeczonemu, ile z bojaźni ubliżenia saméj sobie przez nie dotrzymanie danego słowa, trwa w swoim uporze. Może też wstręt jéj od Szambelana drugą jest uporu tego przyczyną. A wiadomo panu, jak silnie starosta proteguje tego konkurenta.
— Wiém o tém i na żądanie pana starosty czyniłem pannie Laurze perswazje, alem nic dotąd nie wskórał.
— Coż więc radzisz w trudnym tym razie?
— Radziłbym cierpliwość i zostawienie jeszcze pannie cokolwiek czasu do namysłu. Czas jest potężnym działaczem, a sprawą jego zmieniają się w ludziach uczucia i widzenia rzeczy.