Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dla niéj, pełne utyskiwań na złe losy, co ich rozdzielały, z opisaniem cierpień duszy nieszczęśliwego, nie mającego żadnéj pociechy, prócz téj jedynéj nadziei, że z serca jéj wygnanym nie jest. Po tych wynurzeniach uczuć, następował opis nieszczęśliwych przygód i niebezpieczeństw, przebytych od chwili widzenia się z nią raz ostatni, tudzież położenia swego w krainie dzikiéj i w klimacie srogim, bez żadnéj komunikacji z ojczystemi stronami i zresztą cywilizowanego świata.
Czytając to pismo Laura, wzdychała i oczy jéj zachodziły łzami. Głęboko się potém zamyśliła a treść jéj dumania była następująca:
— Ludwik mówi mi tu o swéj miłości z większą mocą i z większym zapałem, aniżeli dawniéj, kiedyśmy byli razem. Oddalenie i nieszczęścia wzmogły w nim to uczucie. Moje serce nie zmieniło się wcale, to jest; że przywiązanie spokojne bardziéj siostry jak kochanki, chowam dlań stale. Gdyby więc, z woli Nieba, związek nasz się rozerwał, płakałabym więcéj nad nim, niż nad sobą. Czuję nawet, że mogłabym bez rozpaczy poddać się téj konieczności. Lecz ponieważ on jest w nieszczęściu, ponieważ w przekonaniu, że się poświęcał potrzebie swojego kraju, że opuścił wszystko, niosąc majątek i życie na ofiarę: a gdy potém prześladowany losem, postradał wszystko i stał się wygnańcem, byłożby szlachetnie z méj strony, zerwać z nim dla téj przyczyny? Bogatemu oddawszy mą rękę, odebrać mu ją, gdy się stał ubogim? Tego nie zrobię! Do takiego czynu nie dam siebie zmusić, choćby mi grożono klasztorem. Dopóki więc on żyć i nadzieje swe we mnie po-