Strona:Karolina Szaniawska - Wszystko dla nich.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   11   —

w którem ginie zazwyczaj wszelkie poczucie obowiązków, a pozostaje tylko samowiedza własnych cierpień.
Uczuła się zmęczoną, skołataną, — rozbitkiem który nie wie gdzie ma złożyć głowę. Duch jej zapragnął spokoju, którego ostatnim wyrazem jest śmierć.
— Umrzeć! ach! umrzeć!... wyszeptała z cicha.
— A co wtedy będzie? — powstało pytanie. Czemże więc jest śmierć?... Czy snem łagodnym, cichym, co o wszystkich troskach zapominać pozwala, czyli też zupełną, bezwzględną nicością?
I ujrzała trumnę stoczoną przez robaki, a w niej trupią głowę i trochę kości...
A jednak ponad trumną, na mogile, biała róża, brzózka lub powoje kwitną... bluszcz oplata ją długim pierścieniem... czerpią soki z ziemi, w której spoczywa człowiek.
— Byłażby to nieśmiertelność, w którą wierzyłam tak uparcie?... Mamże zostać bluszczem, lub powojem, — białą brzozą, czy róży krzakiem?...
— A gdzież będzie mój duch?
Zamyśliła się nad tem pytaniem.
— O duchu matki! — zawołała wśród łez — tyś zawsze przy mnie, czuję twą obecność rozmawiam z tobą!...
— Tak — on jest przy mnie — cierpi mojem cierpieniem i nie zna spokoju nawet po śmierci, — cierpi z powodu moich łez i niedoli, której zaradzić nie może.
— Więc to jest nieśmiertelność?
— Ciało da życie tysiącom roślin... Gdy zaorzą pola, na miejscu gdzie był cmentarz bujne wyrosną kłosy, na pożywienie dla następnych generacyj, a dusza pójdzie błądzić wśród ukochanych, drogich sercu istot.
— O nie — to byłoby wiekuistą męczarnią. Bóg nie jest tak okrutny... Dusza znajdzie spokój, najwyższy stopień szczęśliwości, ostatni jej wyraz i — zaśnie na wieki.
— Pożądany śnie!... — Złowrogie wycie burzy, wiatr zawodzący w noc ciemną stanie się kołysanką, przy której usnę... na wieki...
— Niech inni walczą z losem, niech przeciwności łamią ich uparcie, ja tych walk się nie boję, o nic nie dbam, bo stałam się głazem.