Strona:Karolina Szaniawska - Wszystko dla nich.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   12   —

— Cóż to byłoby za szczęście, co za rozkoszny wypoczynek! — Jak miło po długiej, uciążliwej podróży, znaleźć wygodne posłanie i ciszę...
Tak rozmyślając uczuła dziwny zamęt w głowie. Przejmujący dreszcz wstrząsnął jej ciałem.
— Jakże zimno — wszak nie dawniej jak przed paroma godzinami palono na kominku.
Szum w głowie, podobny do szumu oddalonej fali, miarowy, jednostajny, wzmagał się z każdą chwilą. — Dreszcz powtórzył się kilkakrotnie, aż otuliła się chustką.
— Co to jest? — pomyślała z niepokojem — czyżbym miała zemdleć bez najmniejszego powodu, zazwyczaj tak silna i zdrowa?...
Zaczęła się modlić spoglądając na dzieci, lecz słowa modlitwy plątały się bezładnie! — Nie mogła zebrać myśli. Mały Józio uśmiechnął się we śnie, — chciała przyjść do niego, lecz nogi odmówiły posłuszeństwa i padła na krzesełko.
Próbowała krzyczeć, gdyż nagle straszna ogarnęła ją trwoga. Może zemdleje, straci przytomność, a tu wszyscy śpią w całym domu.
Drżała jak liść, śmiertelny chłód mroził jej krew w żyłach — czuła dotknięcie lodu na słabo bijącem sercu, zaledwie mogła oddychać.
— Bóg mnie ukarał za grzeszne pragnienia — wyszeptała w duchu — umieram...
— Umieram...
I bezwładna zupełnie potoczyła się na ziemię.
Przerażona swym stanem, padając, chciała się zatrzymać, uczepić rękami o stół, lub stojące opodal łóżko, lecz zakręciło jej się w głowie, zaciemniło w oczach i niepodobna już było myśleć o ratunku.
Co za dziwne zrządzenie Boskie...
Śmierć pożądana tak gorąco przyszła na pierwsze jej żądanie.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

W pokoju było cicho, tylko zegar od czasu do czasu wydzwaniał swoje godziny. Dzieci spały.
Sztywna jak drewno bez tchu i życia, przeleżała tak do rana.