Strona:Karolina Szaniawska - Wszystko dla nich.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   22   —

w domu, mieli zawsze świeże i pożywne potrawy, ubrania bardzo skromne lecz uprane czysto.
Czyż który wiedział kiedykolwiek, że matka sprzedała suknię, aby im dać obiad, lub że przesiedziała do rana szyjąc dla nich koszulki?
Wszystko to było im obce. Obiad powinien być, i jest też w swoim czasie, co się tyczy koszulki, nowa, czy stara, wszystko jedno, wszak podartej nigdy nie mieli na sobie.
Matka usuwała z przed ich oczu nędzę — dziś otoczeni dostatkiem poznali ją aż nadto — spotykali się z nią co chwila.
Dobrze im było u rodziców biedaków, prawie nędzarzy — o, stokroć lepiej niźli tutaj w pałacu!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Piękna pani wybiera się na jakąś zabawę. Ma brylanty we włosach, wspaniałą kolię i kosztowne bransoletki, powłóczysta jej suknia koloru morza, jest arcydziełem pierwszorzędnej modystki.
Chodzi z niecierpliwością po pokoju czekając na Henryka, który podobno także już ubrany, nie stawił się jednak do tej pory.
Białe czoło chmurzyć się zaczyna, koralowe usta z gniewu bledną.
Dzwoni na pokojową i każe prosić pana.
Henryk ukazuje się we drzwiach.
Przeprasza, całuje swe bóstwo, które przebacza najmiłościwiej, pod warunkiem, że za pięć minut będą już na miejscu.
Należy się śpieszyć — warunek jest wyraźnie określony.
Droga Zosiu, mówi mnąc rękawiczki, jak gdyby nie wiedział od czego zacząć. Ja chciałbym tylko ci powiedzieć.
— Co? co? mów prędko!
— Lecz nie trwóż się moje serce...
— Mów! zaklinam cię na Boga.
— Jestem bardzo niespokojny o dzieci.
Młoda pani uśmiechnęła się z lekceważeniem.
— Chyba żartujesz, rzekła po chwili. Wszak poczciwy nasz doktór, zapewnia że im nic nie będzie.