Strona:Karolina Szaniawska - Sąsiadka.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Masz tobie! najmniejszy bęben spada. Wielki Boże! mógłby się zabić!
Co za niegodziwa! Jeszcze mu wycięła dobrego klapsa, zamiast ukoić, pożałować...
A tam co nowego? Jak mamę kocham, wesołe dzieciaki! Robią sobie olbrzymie wąsy z atramentu czy węgla, zarówno chłopcy jak dziewczynki, a na stole, jak widzę, wielka, czarna plama.
Podają samowar.
Czemuż tak wcześnie? Gdy ruch rozpoczyna się w najlepsze, bo wieczór to jest najmilsza cząstka dnia całego, ta jędza spać im każe.
Niegodziwa matka! potwór w ludzkiem ciele!
Boże! jak oni jedzą!
Jeszcze herbata nie zdążyła naciągnąć, a tu pół koszyka bułek już sprzątnięto... Matka tymczasem przyniosła miskę z wodą, fatalną plamę ze stołu zmywa i grozi psotnikom. Gniewa się widocznie.
Wielkie tam rzeczy, jakaś marna plama, ktoby na nią zważał!
Ten przesadzony porządek, wstręt we mnie obudza ilekroć patrzę na moją sąsiadkę, a powtarzam to niemal codziennie, złości mnie widok ciągłego zamiatania, sprzątania, zbierania strzępków i papierków, ustawiania krzeseł, które za chwilę znajdą się na środku pokoju i tym podobnych melioracyi nie doprowadzających do niczego.
Zmęczona, zziajana nie spocznie, ani posiedzi przez chwilę na jednem miejscu; tam blizko pieca stoi sofka, czyż nie byłoby lepiej położyć się, odetchnąć po tych wszystkich awanturach. Nie! ona musi kręcić się jak fryga, od rana do nocy biegać z pokoju do pokoju, przeglądać wszystkie kąty, bo to przecież dobra gospodyni...
Szalona! czyż nie lepiej zabrać tę całą gromadkę i pójść z nią na spacer.
Saski ogród... ostatnia przechadzka stoi mi żywo w pamięci, nie dlatego jednak, że pan Kazimierz był z nami. Cóż on może mnie obchodzić? Daleko więcej podoba mi się Leon, szczególniej w mazurze.
Tak, nie omyliłam się ani troszeczkę. Biedne dzieci muszą iść spać. Dopiero ósma!

(Dalszy ciąg nastąpi).