Strona:Karolina Szaniawska - Sąsiadka.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

oszczędność! Wolałabym śmierć, niż coś tak ordynarnego! Bo...
Wracam do mego pokoiku, siadam na kozetce i zamyślam się, doprawdy, sama nie wiem o czem. Oryentuję się jednak po chwili, aha! już wiem o czem myślałam!
Gdyby tak ojciec wydał jeszcze jeden wieczorek, włożyłabym suknię blado-niebieską bo... przeszłego roku było mi w niej ładnie, a przy kolacyi fartuszek z haftowanym szlakiem.
Przyszłam do przekonania, że rola uprzejmej gosposi jest stosunkowo wdzięczniejsza od innych, naturalnie, tylko przy gościach i comme de raison w ładnym fartuszku. Gdy częstuję, zapraszam, do jedzenia zachęcam, jestem w swoim żywiole. To bardzo przyjemne zatrudnienie.
Śmieszny jest ten pan Kazimierz, który mnie rusałką nazywa i wzdycha przytem wywracając oczy.
Powiedział mi kiedyś, że wybiera się w świat, a patrzył na mnie tak badawczo, jak gdyby chciał przeniknąć co myślę w tej chwili. Roześmiałam się tylko, potem zaczęłam się bawić kosztem podróżnika, do Kamerunu go wysyłając. Może sądził, że mnie rozczuli, że się rozpłaczę i błagać go będę, aby po za rogatkę nie wychylał zgrabnego noska, gdyż nawet jadąc na Saską Kępę, może w Wiśle utonąć, a kolej żelazna tysiącem niebezpieczeństw jest zagrożona.
Pan Leon znowu ślicznie tańczy, a ja tańczyć tak lubię!... Gdyby tatko przystał jeszcze na jeden wieczorek, jeden, ostatni w życiu! źle mówię, w tym karnawale. Nie wiem, doprawdy, czemuby nie miał przystać, wszak to mało kosztuje, a tyle sprawia przyjemności.