Strona:Karolina Szaniawska - Sąsiadka.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bezsennej nocy długi szereg zapytań, bo tak otwarcie byłoby jeszcze trudniej, lecz gdy przyjdzie do tego, kurcz ściska mi gardło, duszę się, dławię, ani jednego słowa wykrztusić nie mogąc. Zosia serdeczna i dobra jak zawsze, mama psuje mnie pieszczotami, tatko nawet złagodniał, wszyscy litują się nad moim smutkiem, radziby go osłodzić, piętnasty dzień Maja wyszedł mi z pamięci a przecież to u nas uroczyste święto, podwójne imieniny, mama i siostra obchodzą je razem.
Dawnemi laty, dzieciak prawie, w pensyonarskim mundurku, wytańcowywałam do rana i z głową pełną wrażeń, ze słodkiemi wspomnieniami szłam nazajutrz do lekcyi, które nie wiodły mi się jakoś... Dziś już się nie cieszę, nie bawię, wszystko inaczej, bo jam już nie ta sama i do wczorajszej niepodobna.
Gdy mi przecież ojciec oznajmił, że trzeba kupić dla Zosi aksamitny paltocik, na podobieństwo mojego, a dla mateczki suknię, gdy załatwienie tych sprawunków, jak piorun z pogodnego nieba spadło na moją głowę, wtedy już z konieczności podźwignąć się musiałam, bo gdy ojciec raz powie, już więcej nie powtórzy i ani chce o niczem wiedziéć.
Zabrawszy więc pieniądze, smutna, zniechęcona obeszłam kolejno wszystkie kuzynki z których każda wymówiła się tem lub owem, nie chcąc na siebie „brać odpowiedzialności”, aż trafiłam do pani Orskiej z prośbą o radę. Ona we wszystkiem taka praktyczna i oszczędna lepiej od innych mi dopomoże i zrobi stosowniejszy wybór.
Tu spotkał mnie zawód. Zamiast się ubrać i ruszyć na wędrówkę od sklepu do sklepu, co jest przecież zatrudnieniem bardzo przyjemnem, moja pani dała mi do zszywania cały stos białych gałganków do sukien dla Mani i Julci, sama zaś poszła do kuchni, zająć się obiadem, gdyż kucharka jest chora, trzeba ją wyręczyć.