Strona:Karolina Szaniawska - Sąsiadka.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— No tak, nie są to przecież moje własne słowa — usprawiedliwia się Fela — bo my, młode panienki, powtarzamy je bezwiednie, ot, tak ze słyszenia.
— W każdym razie, należy obce zdanie zastosowywać w porę, zamiast przyczepiać jak różę do kożucha. Cóż tu uroda Zosi ma za związek z miłością?
— Ah, obłudnico! ty mnie nie okłamiesz, bo wszyscy przecież wiemy, że twoja siostra idzie za Kazimierza. Będzie z nich ładna para, mama powiada... Jadwisiu, co tobie? czemu tak ściskasz moją rękę? na Boga, co się dzieje! Zosiu, chodź tutaj, Zosiu!
Zemdlałam podobno, a gdy wróciłam do przytomności, Zosia krzątała się przy łóżku, a w sąsiednim pokoju ktoś szeptał z mamą. Poznałam głos Kazimierza.

(Dokończenie nastąpi.)