Strona:Karolina Szaniawska - Dobre wychowanie.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

co było najlepszego — to nić pracy, złota, nieprzerwana!...
Nie darmo jednak reformatorowie wyryli na sztandarze swoim czyste godła wiedzy — nie darmo rzucili na półki księgarskie moc tanich książek i książeczek. Gdy nauka, pani można — wielkość — z piedestału zeszła do suteren, wstąpiła na poddasza, musiała porwać młodzież.
Rzucono się do książek, trysnęło źródło dostępne dla wszystkich a takie obfite, że im czerpano więcej i gwałtowniej, tem prędzej przybywał większy zapas. Do źródła podążyły tłumy. Dusz spragnionych nie brakło — i ust również, ani takich, dla których nauka była bóztwem, marzeniem, celem, i wzdychali do niej, zazdroszcząc szczęśliwym swoim rówieśnikom, ani takich, którym się przedstawiała, jako ułatwienie możności życia i użycia, zebrania pieniędzy, osiągnięcia karyery, tytułów.
Obiecywała im to wszystko; mieli słuszną racyę liczyć na nią, zwłaszcza że pierwszy wybór książek poruszył tematy najróżniejsze, horyzont myśli rozszerzające do olśnienia prawie. Pisane były przytem łatwo, popularnie, więc zasmolonego samouka wprowadzały w podziw. Czuł się dumny, że rozumie, i czuł się oświecony. Przybywało mu mnóztwo pojęć nowych bez trudu najmniejszego, bez wysiłku; ani przypuszczał, że nauka jest tak piękna i dostępna jednocześnie. Trwałby przy niej dniami i nocami, nie jadłby i nie spał, byle czytać, uczyć się.
Że o religii nie wspomniała żadna z tych broszurek, ani mu na myśl przyszło. Od tego jest kościół, nabożeństwo, po co takie rzeczy święte mieszać w książkę!
Gdy zaś spotkał się z zarzutami potwarczemi przeciw kościołowi i wierze, za błędy kapłanów, którzy są przecież tylko ludźmi, chronił go od wątpliwości zdrowy, chłopski rozum: