Strona:Karolina Szaniawska - Dobre wychowanie.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wszystko miećby tutaj można, naturalnie jednak — przy pracy, wytrwałości i koniecznem już dzisiaj wykształceniu fachowem, a sąsiedztwo wielkiego miasta, które na opędzenie swoich potrzeb zużywa moc produktów różnorodnych, daje rękojmię łatwego i korzystnego zbytu. Holender albo Niemiec wytworzyliby cuda ogrodnictwa, hodowlę ryb rozwinęliby szeroko, hodowlę drobiu, pszczelnictwo, jedwabnictwo i t. p. — wreszcie przenieśliby część mieszkańców do domostw czyściutkich, wygodnych, tonących po prostu w zieleni i kwiatach.
Widzimy tylko pretensyonalne „stylowe“ wille dla letników, na pustyni, grożącej tym zesłańcom śmiercią głodową i folwarki — rudery na piaskach lub wśród torfowisk, przedstawiających skarby milionowe, a zapuszczonych, lekceważonych — w najlepszym razie eksploatowanych środkami pierwotnemi, bez żadnego planu i porządku.
Szkoły rolnicze niższe i średnie mogłyby dźwignąć stan ziemi wyniszczonej przez lichą gospodarkę, źle uprawionej (mimo ułatwień jakie blizkość Warszawy nastręcza) i zostawionej z roku na rok na pastwę żywiołów.
Jedyna u nas szkoła agronomiczna wyższa potrzebom tylu uczynić zadość nie potrafi; brak nam przedewszystkiem zdolnych oficyalistów, wykwalifikowanych ekonomów, a także rządców pracowitych, zajmujących się osobiście wszelkiemi szczegółami gospodarstwa nie tylko z pedanteryą i sumiennością, lecz — z miłością.