Strona:Karolina Szaniawska - Dobre wychowanie.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szymy te wyrazy na każdym kroku, przy pierwszej lepszej sposobności, zarówno gdy idzie o wartość charakteru, honor, o brak tychże, jak o piękny układ. Pomieszano tu dwa pojęcia: treść i formę, tresurę powierzchowną, banalną — i ugruntowanie w nas przez rodziców lub wychowawców zasadniczej podstawy dobra.
Jakże daleko od jednego do drugiego! jakie dzielą je przepaście!... to niby człowiek dzielny, szlachetny i suknia dobrze skrojona, zgrabnie leżąca na nim, lub mniej nawet, bo suknia każdemu jest potrzebną, tresura zaś inna obowiązuje w Europie, a nawet w poszczególnych krajach, np. w Turcyi, inna w Japonii, Chinach i t. d. Wychowanie jest przecież czemś wyższem, czemś stokroć, tysiąckroć ważniejszem od pięknego znalezienia się w towarzystwie; nie ogranicza się ono na wyuczeniu zgrabnych ukłonów, pilnowania figurki, by trzymała się prosto, rozmowy, by nie wyszła z granic paplaniny bezmyślnej. To tylko tresura!
Wychowanie — wielki, głęboki wyraz, innemi środkami się zdobywa, drogą też odmienną.
Gdy dziecię kilkoletnie idzie w ręce bony cudzoziemki, co myśli wówczas matka? Czego się spodziewa dla malca od kobiety obcej, prócz masowego gromadzenia dźwięków i obarczania mózgu balastem wyrażeń z krzywdą rozwoju pojęć? Tego tylko, co zwie się błędnie dobrem wychowaniem — tresury, niczego więcej.
Wymagania są w tym kierunku bardzo małe; o etyce głucho, intelligencya niekonieczna, zastąpi ją spryt wrodzony.
Pan H. zgrywa się w karty, trwoni pieniądze po handelkach, okrada dzieci własne z majątku, wniesionego przez ich matkę, lecz jest przytem uprzejmy, kłania się pięknie, umie żyć z ludźmi, bawić płaskiemi dowcipkami, obracać się w salonach. Wszyscy go lubią,