Strona:Karolina Szaniawska - Dobre wychowanie.djvu/1

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.


Dobre wychowanie.
I.

Gromadka malców bawi się wesoło; opodal panie-mamusie zajęte miłą pogawędką; jednemu i drugiemu towarzystwu dobrze czas schodzi. Nagle pomiędzy dziećmi wybucha sprzeczka: Jaś woli być koniem, niż stangretem, Józio na stangreta również nie przystaje, tak samo Zosia, Stefa, Halinka. Zabawę przerwali — wszyscy idą na skargę, szarpiąc lejce, odbierając sobie baciki. W chwili tak poważnej, byłoby najsłuszniej, gdyby każda z matek skarciła swoje dziecko i kazała całe towarzystwo przeprosić. Zgoda nastąpiłaby niezwłocznie, żadne bowiem z dzieci nie czułoby się pokrzywdzone, lepsze ani gorsze od drugiego, lecz jednakowo winne i jednakowo ukarane. W rzadkich bardzo wypadkach tak się dzieje; zwykle inaczej bywa. Mama przygarnia córeczkę swą lub synka ruchem pieszczotliwym i sadza obok siebie. To samo robi druga, trzecia dziesiąta — wszystkie, co do jednej. Rozmowa między paniami przerywa się odrazu, harmonia, łącząca je przed chwilą słabnie; podają sobie dłonie z chłodnem: do widzenia! — i każda odchodzi w swoją stronę.
W sferze ludzi prostych takie drobne zajścia między dziećmi, cokolwiek może energiczniejsze w swych objawach, lecz również małoznaczne, wywołują kłótnie matek, ostre przemówienia i bijatyki; tu od ewentualności podobnej zabezpiecza dobre wychowanie. Po powrocie jednak do domu, każde z dzieci otrzymuje nakaz: — Nie baw się z Józiem, nie baw się z Jasiem, unikaj Halinki — ze źle wychowanymi bawić się nie trzeba!
Złe wychowanie! dobre wychowanie! — sły-