Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Bogacz.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

aby tu wydobrzeć. Poznałem sporo lichych ludzi, pozawiązywałem nieciekawe znajomości, nasłuchałem się fałszu, pochlebstw — i uciekłem. Przygarnij mnie biednego.
— Drogi Karolu, — odrzekł pan Seweryn. — Kochałem cię i kocham. Jeśli chcesz mego towarzystwa, rozporządzaj mną dowoli.
— Nie mów tak, bo dobroci twojej nadużyję, a tegobym nie chciał. Wiem, że jesteś bardzo zatrudniony, że wnuki masz przy sobie. Pragnę je zobaczyć.
— Józiu! Joasiu! — zawołał pan Seweryn.
Znajomość została zawartą, a po chwili przyjaźń zażyła i prawie serdeczna. Dziwny pan, trochę gorzki w rozmowie z dziadziem — z dziećmi był chłopcem wesołym figlarnym i zabawnym. Kreślił ptaki i zwierzęta za jednym pociągnięciem pióra, opowiadał zdarzenia bardzo śmieszne, układał zadania na pozór trudne, a wymagające tylko trochę bystrości i sprytu. Cieszył się, gdy Józio trafnie odpowiedział, gdy Joasia zrozumiała o co idzie.
Zaproszenie do stołu przerwało grę jakąś nieznaną dotąd Józiowi i Joasi, a bardzo ciekawą. To co