Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Bogacz.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w szachy z Józiem, kontent, że chłopca to zajmuje, Joasia piękną lalkę w nową suknię wystroiła i wyszła z nią na spacer. Pani Rybacka czyta książkę.
Zaturkotało na dziedzińcu; jednocześnie Joasia wpadła do pokoju z wiadomością:
— Kareta! prześliczna kareta!
Dziadek grać przestał w szachy, Józio pobiegł do sypialni, gdzie były już matka i Joasia. Lokaj drzwiczki otworzył, wyjął z karety dziecko w dużym męskim kapeluszu i poniósł do sieni. Patrzyli, czy jeszcze kto nie wyjdzie oprócz dziecka. Nikt nie wyszedł, a powóz był pusty.
Odeszli od okna. Franka właśnie otwarła drzwi jak najszerzej, sługa z dzieckiem na rękach wszedł do pokoju i ciężar swój, gdyż było niezwykle duże na krześle posadził.
Mniemane dziecko miało wąsy, brodę i wygląd człowieka dojrzałego. Czemuż dzieckiem nie będąc, nosić się każe, zamiast przejść z karety do mieszkania na własnych nogach?
— Jak się masz, przyjacielu! — rzekł osobliwy gość, któremu sługa z troskliwością wielką wsuwał poduszkę pod nogi. Stękniony jestem i chory — wracam,