Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Bogacz.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czas, tak zajęta grochem — proszę z gośćmi się zabawić, ja dzieci popilnuję.
— Dopiero pomocnica! — zawołała Balikowa. — Od czegoż ja tu jestem?
— Co myślicie? przecież Jędrka odchowałam.
— Wielka rzecz — jeden chłopiec! Gdyby ci tu naraz wszystkie bębny jęły płakać, nicbyś nie poradziła.
— Najprzód, że nie bębny, tylko dzieci — wszystkie naraz nigdy też nie płaczą.
— Dobrze ci ja wiem.
— Oho! Justa od Fronczaków strasznie mądra — pewno się nie wychowa.
— A cóż gospodyni myślą, że same niemądre ludzie odchodowane? — odcięła się dziewczynka.
Pan Seweryn nie mógł śmiechu powstrzymać.
— Darujcie Balikowa — rzekł — ale to dzieciak nadzwyczaj roztropny i dowcipny. Pewno będzie do nauki zdolna.
— Czyta już dobrze — odparła panna Zofia. Latem się zaniedbuje, co jest wielką szkodą.
— Uczyłbym ją chętnie — rzekł pan Seweryn. — Słuchaj, mała, przychodź na leśniczówkę.