Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Bogacz.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i moja matka raz na trzy tygodnie pomaga pani starszej drobiazgu pilnować.
Joasia i Józio słuchali z zajęciem. Wreszcie Józio zapytał:
— A zimą, gdzie jest „niebo?“
— Niema go. Podczas zimy matki przędą i pilnują dzieci same, — odparł dziadek. — W lecie, gdy deszcz pada, zwłaszcza na wiosnę, zanim ziemia wyschnie, panna Zofia urządza niebo w izbie szkolnej.
— A gdzie lekcye?
— Nauka trwa tylko przez zimę; gdy słonko zacznie grzać, moje uczennice i uczniowie idą do pracy — rzekła panna Zofia. — U nich wakacye inne są niż u was: wy odpoczywacie, oni w upał trudzą się najciężej.
— Ale też wychodzą na ludzi, których nie lada co odstraszy, nie lada troska zwali z nóg.
— Święte słowa pańskie. Człek dużo wycierpi i wytrzyma, od małego nawyknąwszy, — rzekła matka Kostusia z rozrzewnieniem.
— Panieneczko, — wtrąciła dzieweczka, może ośmioletnia, albo nawet młodsza, nieodzywająca się dotych-