Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Bogacz.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.



ROZDZIAŁ V.

Aż rozlegało się po domu od okrzyków:
— Do panny Zochy! do panny Zochy!
Dzieci słyszały tyle o nauczycielce, o jej ojcu sparaliżowanym, matce słbowitej i siostrze, którą ta panienka kształci w Warszawie swoim kosztem, że prawie już znały tę rodzinę, więc chciały ją zobaczyć:
Pod stajnią ktoś nucił:

Panienka Zofi-ja
Serduszka rozwija.
Oj, Zofi-ja! Zofi-ja!