Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Bogacz.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie chcę, idźcie wszyscy.
— Ja zostaję — rzekł Adam.
— Twoja matka rozstrzygnęła sprawę — kończył pan Seweryn. — Ty się gniewałaś na mnie i na nią. Bóg też nie pobłogosławił.
— Daruj mi, ojcze! — rzekła pani Rybacka, niosąc do ust rękę jego.