Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Bogacz.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— My żadnej z pań znajomych nie kochamy, więc...
Płacz przerwał mu słowa.
Wyręczył brata Joachim.
— Ale jeśli tatunio kocha którą, my ustępujemy.
— Nie.
— To my będziemy się starali — zaczął znowu Jan.
— Będziemy tak robili, żeby tatusiowi trudno nie było.
— I ja! i ja! — wołał Adaś.
Zostało, jak chcieli, tylko pan Łaszcz wezwał do pomocy przyjaciela swego, który chłopców uczył dawniej. Kształcili się lat kilka w domu; potem kolejno wstępowali odrazu do klas wyższych. Po skończeniu szkoły średniej przez najmłodszego z nich Adama, gdy mieli po świecie się rozbiegnąć dla dalszej nauki, a później dla chleba, rzekli do ojca:
— Spełniłeś naszą wolę, gdy nie rozumieliśmy nawet jakiej ofiary żądamy; poza wdzięcznością synowską, jesteśmy teraz dłużnikami twymi jako towarzysze. Nie mamy prawa wszyscy odejść i zostawić cię samotnym. Jeden musi zostać.