Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Bogacz.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bez książki. Gdy dziadzio mówił, że widzi w lesie Pana Boga, przyszedł mi na myśl tatuś... Jak gdyby patrzał na nas, jak gdybym go widziała...
— Ale nie widziałaś — co? — draźnił się brat?
— Może zdawało mi się, a może... zresztą sama nie wiem.
— Babskie gadanie!.. Widziała — może nie widziała — trudno do ładu trafić! Ja tam, gdy widzę, rzeczywiście widzę, a gdy nie, to nie. Mrówki na pewno widziałem, pszczoły także — i co dziadzio mówił, zapamiętam.
— Ja cię rozumiem, dziecię — rzekł pan Seweryn, całując jasną główkę dziewczynki. — Ty nie widziałaś twarzy ojca, lecz obecność jego czułaś.
— O, tak, tak, dziaduniu!
— Więc on był naprawdę.