Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Bogacz.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie wypłynie z żadnej. Napełniwszy miodem komórkę, przezorna pszczoła co żywo ją zaklepia.
— A sama co jada? — pytała Joasia. — Czem się żywi?
— Miodem.
— Więc nie trzeba go jej zabierać. Biedaczka umrze z głodu.
— To drobnostka! — odparł Józio. — Umrze jedna, będą na to miejsce inne. Tyle jest tego! Jabym wybrał wszystek miód, co do odrobiny. Sprzedałbym połowę, a resztę zjadłbym, gdyż miód lubię.
— Taki rabunek nie wyszedłby ci na dobre. Jak każdy czyn nizki, dotknąłby nietylko skrzywdzonego, lecz i krzywdzącego następstwami złemi. Straciłbyś pasiekę.
— A więc cóż robić?
— Należy podbierać ostrożnie, ujmując część zbyteczną, a jeszcze w jesieni rozpatrzyć ule i gdzie mało, dodać miodu. Wyobraź sobie dolę roju ogłodzonego, pomyśl, drogi chłopcze: zima — ul zasklepiony — pszczoły bowiem same w ten sposób chronią go od chłodu; w ulu pusto, brak żywności... Co za katusza, — co za męka, — z dnia na dzień oczekiwać śmierci bez żadnej