Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Bogacz.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dano plaster miodu; pan Seweryn płynu złocistego na talerz zeń utoczył, pokrajał chleb i rzekł:
— A co? mam śpiżarnię w lesie!
Potem przyniósł na dłoni przedmiot jakiś śnieżno biały, składający się z czareczek silnie złączonych razem, delikatnie wyrobionych a trwałych.
— To komórki woskowe, naczyńka, w które pszczoły miód składają, przypatrzcie się jak równe, czyściutkie i dokładnie wykonane. Joasiu, umiesz szydełkiem robić?
— Umiem trochę.
— Tam trzeba oczka liczyć, jednak robota nie bywa nigdy bezwzględnie równą. Jestem pewny, że żaden rysownik, żaden artysta najpoprawniejszy nie wykonałby czegoś tak dokładnego bez narzędzi i pomiarów. A ten skromny rzemieślnik ma tylko swoje narzędzia przyrodzone i jakąś również przyrodzoną cudawną miarę.
— Ależ dziadziu kochany — zrobił uwagę Józio — jakim sposobem w tych kieliszeczkach czy garnuszkach miód może się utrzymać? Albo z jednej albo z drugiej strony wypłynie chyba wszystek?...