Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Bogacz.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I wszystko oglądać?
— Moi drodzy! Gdybyście całemi miesiącami oglądali od rana do nocy, jeszcze nie wszystko obejrzycie.
— Czy być może, dziaduniu?
— Zapewniam.
Dzieci żyły jak w bajce czarownej, cudów oczekując, cudów się spodziewając w pałacu dziadka — olbrzyma.
Doczekali się wreszcie kresu podróży koleją.
— Dzięki Bogu! — zawołała Joasia, biegnąc w stronę wyjścia. Józio ją wyprzedził i utknęli w ciasnym pasażyku. Cofnąć się musieli przed posługaczem, który wszedł na wezwanie dziadka, aby rzeczy wynieść. Skoczyli tuż za nim — było obojgu bardzo pilno — wybiegli przed stacyę.
— Powóz! gdzie powóz?
— Niema powozu!
Nędzne wózki, przykryte kilimkiem i grono woźniców,
— Do mnie! do mnie, proszę państwa!
— Ja powiozę! ja! Tamten ma konie dychawiczne!