Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Bogacz.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Acha, ziewacie! — rzekł wesoło dziadek. — Już ja wiem, czego wam potrzeba, zaraz będziecie mieli.
— Co? co nowego? — pytała Joasia z ciekawością. Józio też przysunął się bliżej, oboje mocno zaintrygowani.
— Bardzo piękne rzeczy, rozpędzające nudę.
— Co też to być może?
— Pewno jaka gra. Zgadłem?
Dziadek dobył dwie książki — jedną dał chłopcu, a drugą dziewczynce.
— Mam w domu dość bibuły — rzekł. — Za każdym razem, będąc w mieście, kupuję potrosze i sporo się zebrało. Chodziłem po księgarniach — niema co mówić — drukują się teraz książki piękne i pożyteczne dla starych i dla młodych, książki dobre. Ale trzeba je czytać. Trzeba też, by kupował każdy, oszczędzając raczej na ubraniu i wygodach niż książce, O dobrą książkę jak o przyjaciela dbać należy. Na. Joasiu, czytaj... Józiu, wiem, że cię zajmie; niejednego dowiesz się, tylko uważaj, chciej zrozumieć, z kartki na kartkę, nie przelatuj.
Dzieci rozsiadły się wygodnie do czytania.
— A ty, Jadwisiu, — komenderował dziadek — śpij!