Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Bogacz.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Poduszkę ci ułożę — czekaj, pozwól, ciebie sen tylko pociesza i wzmacnia, gdyż wpływ jego dobroczynny koi ból, zaciera powoli smutne obrazy, przez czać swego trwania zapomnienie dając, daje wypoczynek. Śpij też jak najwięcej. No, luli, luli, Jadwisiu!
Wdowa poniosła do ust rękę, gładzącą ją po twarzy i przymknęła oczy. Po chwili już spała. Dziadek także oczy przymknął, ale nie spał. Myślał.
Rozważał ogrom obowiązku, jakiego się podjął szczerze, z dobrej woli. Podjął się i wypełni — przyrzekł umierającemu, na jego prośbę błagalną, choć niemą — solennie przyrzekł. Rozumie, że zadanie trudne, nawet bardzo trudne, jednak się nie cofnie.
Pan Seweryn Łaszcz nie jest ojcem Jadwigi Rybackiej — jest ojczymem. Przybraną córkę zna niewiele, męża jej widział ledwie kilka razy, dzieci może widział, gdy były bardzo małe, lecz tego nie pamięta. Co go trzymało w takiem oddaleniu? Jadwiga wie dobrze. Wie lepiej, niźli on. Kochała ojca swego nad życie — z myślą o powtórnym związku matki nie mogła się zgodzić — więc też dopiero, gdy ona wyszła za mąż, pan Seweryn matkę jej zaślubił. Mieszkała w Warszawie, on z żoną na wsi, spotykali się rzadko, gdyż