Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Bogacz.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.



ROZDZIAŁ II.

Siły Rybackiego nie mogły znieść podróży trwającej dwie doby. Lekarz go ruszyć nie dał; więc tylko mieszkanie zmieniono, na możliwie najbliższe, bo sąsiednie, w którem miał pokój duży, słoneczny, a pod oknami parę drzewek. Dzieci uważniejsze, dzieci choć cokolwiek dbałe, mniej samolubne, musiałyby odczuć i podzielić uciechę chorego. Starzec miał łzy w oczach, patrząc na radość biedaka, pani Rybacka tuliła do ust dłonie ojca z wdzięcznością serdeczną, a Józio i Joasia opychali się tylko przysmakami dziadkowemi, o resztę nie dbając.
Józio miał ciągle pełne kieszenie orzechów, Joasia