Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Bogacz.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czyste, całe — to i dobre. Nie wiesz, która piwnica? dziwno mi... ale to nic — czekaj, pójdziemy we trójkę, Joasia tu ojca dopilnuje, mama weźmie klucze, a ja światło i zapałki. Marsz!
Poszli.
W piwnicy dziadek okienko otworzył, dobył z kieszeni garstkę gwoździ i sznurek, gwoździe kamieniem z czterech stron okienka wbił mocno, ze sznurka zaś na poczekaniu zrobił gęstą kratę.
— I kat nie wejdzie i zaduch usuniemy — rzekł, dokonawszy dzieła. — Czysto tutaj, ale niedość sucho. Teraz będzie lepiej. Po tygodniu można owoce przenieść, pamiętaj, po tygodniu. Konfiturom i dziś będzie dobrze, wędliny powiesimy; gdyby zaczęły pleśnieć, weźmiesz je na górę. To wszystko zeszłoroczne. Bóg da, przyjdzie jesień, pomożecie mi zrobić nowy zapas.
Pani Rybacka westchnęła.
— Drogi ojcze, — rzekła smutnie — zbyt uśmiecha mi się przyszłość bezpieczna pod twą opieką, bym w nią uwierzyć mogła po tylu ciężkich przejściach. Dużo wycierpiałam i myślę nieraz, że zawsze tak cierpieć będę, a zmiany się nie doczekam.