Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Bogacz.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się tak dobrze, błogo, miło, lekko, że zasnął z uśmiechem na ustach.
Wtedy wszyscy wyszli.

∗                         ∗

— Nie ma czasu na długie namysły, — mówił dziadek. — Zabierajcie się i jedźcie ze mną. Tu nic dobrego was nie czeka. Chleb drogi, mięso drogie, mleko liche, a mieszkanie jak najgorsze. Karolowi potrzeba dobrego powietrza, więc przedewszystkiem lasu...
— Tam pewno wilki są? — zapytał Józio.
— Wilków nie brak. Są też dziki i niedźwiedzie.
— Moje uszanowanie panom misiom! — chichotał Józio.
— Pięknie dziękuję! — dodała Joasia. — Wolę w Warszawie mieszkać, bo tu dobrze, a w lesie smutno i straszno. Mamy znajomych, jest gdzie pójść na spacer, do teatru często ciocia Aurelka nas zabiera.
— No, tak — tobie łatwiej! Mnie szkoła puszcza