Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Bogacz.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Odpowiedź starszych synów brzmiała: „Jedziemy natychmiast.“
W połowie drugiego tygodnia, lekarz, który bywał codzień, rzekł krótko: dziś wieczorem... Co ma być? co znaczą te słowa stanowcze?... przesilenie czy też kres?
Dano znać, że w kuchni jest służący od Horskiego. Pan prosił panią Rybacką do lasu. Czekał, wdowa poszła.
Mocno zmieniony i zmizerowany pan Karol, prosił, by przygotowaną była na przybycie trzech lekarzy jutro po południu. Byłby ich wezwał zaraz po wypadku, lecz tajono przed nim prawdę. Niedorzecznie i okrutnie postąpiono sobie. Zapewniał, że wszystko się zrobi, co jest w mocy ludzkiej.
— Lecz Bóg silniejszy! — dodał. — Gdy siła ludzka się wyczerpie, jego siła da ratunek.
W nocy przybyli synowie — cicho, że nawet nikt nie słyszał. Stróż im bramę otworzył, zajęli pokoje, przyrządzili sami herbatę, a po posiłku rozgościli się i dopiero przy śniadaniu pani Jadwiga usłyszała o nich.