Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Bogacz.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dem i grzechem. Człowiek nieprzytomny, a ty wiesz co robisz. Przed Bogiem i ludźmi odpowiedzialny jesteś.
Dziadek i Joasia z bryczki wysiedli — Grześ konie zawrócił.
— Co za traf! — mówił pan Seweryn, prowadząc Joasię pomiędzy drzewami dla skrócenia drogi — co za traf szczególny, że chociaż od dawna myślałem cię poznajomić z temi przykładnemi dziećmi, Kasią Gielińską i chłopcami Kornatów, poznałaś ich sama tak niespodziewanie, w warunkach, które same przez się mówią. Żałuję tylko, że u Gielińskich nie mogłem być wcześniej, aby tam na miejscu niejedno ci pokazać, czego nie dostrzegłaś sama.
— Widziałam, dziadziu, porządek dokoła chorej, kwiatki w oknach, gałązki na ścianie, dziecko umyte i czysto ubrane...
— Tak, tak, dobrze widziałaś.
— Więc gdy płakała, mówiłam, że ja i Józio nie umieliśmy, jak jej córka, o tatusia swego dbać, że teraz dopiero to rozumiemy, że teraz żałujemy, ale już zapóźno. Mówiłam, że ma dobrą Kasię, więc nie po-