Strona:Karol Wachtl - Spóźnione zaloty.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 16 —

Niechno panna przestanie tych breweryi, bom ze skóry gotów wyskoczyć!

KUNEGUNDA.

Z krzykiem. A to pan wyskakuj, skoro tylko potrafisz! Brewerye! Pan to nazywasz breweryami! Gdy mi serce pęka z żalu, że mnie tak tyranizujesz! I to się nazywa, że on mnie kocha! On — kocha! A ja nieszczęśliwa oddałam mu całe moje serce dziewicze! Całą miłość! Spazmuje i płacze.

JACENTY.

N. s. A niechby to psy mościdzieju spróbowały zjeść taką miłość! Wnetby wyzdychały!

KUNEGUNDA.

Przychodząc do siebie. Co pan tam jeszcze urągasz! Niegodziwy!

JACENTY.

Nie urągam, nie! Niech rączka i nóżka boska broni! Medytuję właśnie mościdzieju, jak pannę Kunegundę uspokoić.... n. s. Trzeba jakoś ugłaskać starą jędzę!...

KUNEGUNDA.

Słabym głosem: Daj mi Pan szklankę wody... Jacenty biegnie, utykając i podaje. Pauza. — A teraz nalej mi Pan na cukier kropli laurowych. Wskazuje mu flakon i cukier, on