Strona:Karol Miarka - Dzwonek świętej Jadwigi.pdf/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

a w pośrodku uzbrojonej i wrzeszczącej zgrai wiązano w łańcuchy zbladłego ojca. W kilka dni później dzisiejsi moi rodzice zawieźli mnie gdzieś do dużego miasta. Tam w bramie jednego z największych domów, spostrzegłam między żołnierzami mego kochanego ojca. Wybladły, znękany, strumieniami mu łzy płynęły, gdy mnie zobaczył. Dość długo rozmawiał z Czarnieckimi, potem nachylił się ku mnie i pocałował w usta i czoło. Uścisnąć mnie nie mógł, bo mu tak strasznie ręce w tył skrępowali, że mu kajdany krew z za paznokci wyciskały. Wiem, że mówił jeszcze coś do mnie, ale już nie pamiętam co, bo bardzo wtedy płakałam. Starszy zakomenderował, żołnierze wsadzili ojca na wóz, a woźnica podciął konie. Próżno krzyczałam, próżno wyciągałam ręce za odjeżdżającym ojcem; odwrócił się tylko, skinął głową i znikł. Później opowiadano mi, że ojciec miał kilka wiosek w Królestwie Polskiem, że Moskale wszystko zrabowali, spalili i ojca zabrali (rozpaczliwie). Zabrali i nie oddali więcej. Przed trzema laty opowiadał nam nieszczęśliwy rodak, powracający z Syberyi, że na drodze do Syberyi, na wielkiej rzece Wołdze przy przeprawie lód się załamał, i że cała kompania wygnańców tam grób znalazła, a między nimi miał być i mój kochany ojciec (załamując ręce, wznosi oczy ku niebu): „O drogi ojcze, złączony przed tronem przedwiecznego Boga z matką najdroższą, proście o pomoc dla waszej sieroty!“
Kazimierz. (Wchodząc podczas ostatnich słów, zatrzymuje się chwilkę, przypatrując się modlącej się dziewczynie; potem zbliża się do niej): „I cóż to za przyczyna smutku pani?“