Strona:Karol Miarka - Dzwonek świętej Jadwigi.pdf/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Stach. Jak własny dom! wszakże tam co tydzień odstawiam woły; ano!
Barbara. Pójdzie z wami nasz Kazimierz; to też dobrze, bo później będziecie nasze listy zabierać do niego.
Stach. Ano, jak napiszecie.
Barbara. Teraz potrzeba zawołać Kazia; niech się zbiera; Andzia mu musi pomódz. (Odchodzi).
Czarniecki. A ja pójdę do policyi po paszport (zbiera się do odejścia).
Stach. Anno. (ogląda się na wszystkie strony, potem sam do siebie). Niemasz Anneczki! ano to i ja pójdę (odchodzi).
Anna. (wchodzi). Boże mój, Boże mój, czy ja myślałam, że on tak prędko opuści nasz dom! Radowałam się, że pozostanie jeszcze kilka dni; on taki miły, taki grzeczny, jego opowiadania tak zajmujące, że prawdziwie szczęśliwą byłam w jego towarzystwie. (Stoi chwilkę w zamyśleniu, potem klasnąwszy w ręce z wesołą miną). Już wiem, co zrobię! pochowam niektóre rzeczy Kazia, będą szukać, nie znajdą. Gałka nie będzie chciał czekać i Kazio musi zostać. (Po chwilce namysłu smutno). Rodzice mogliby się bardzo rozgniewać... (z westchnieniem) niema rady! Zresztą coby na to sam pan Kazimierz powiedział, gdyby poznał. On szczęśliwy: wyuczył się rzemiosła, pójdzie do wielkiego miasta, będzie bogatym panem, a ja? biedna sierota! (zakrywa twarz rękoma, po chwili). Drogiej matki mojej nie zaznałam, bo mnie odumarła, kiedy ledwie parę miesięcy liczyłam: o najukochańszym ojcu już od ośmiu lat nic nie słychać. Oj pamiętam dobrze ostatni dzień naszego pożegnania. Dokoła otaczał nas straszny ogień,