Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

laniem tej właśnie krwi. Bądź co bądź, odtrącił mnie bez skrupułów.
— Ah, wracamy do wrzekomej nieuprzejmości Juareza. Niech mi pani zechce odpowiedzieć, czy Juarez mógł oficjalnie dbać o ratunek cesarza? Mojem zdaniem, stanowczo nie mógł.
— Dlaczego?
— Wywarłoby to fatalny wpływ na jego zwolenników. Utraciłby aureolę, która go otacza, może nawet godność prezydenta. Pani się dziwi? Ależ tak, tak! Jestem przekonany, że Juarez jeszcze dziś uczyniłby niejedno, aby przynajmniej nie narażać życia cesarza.
— Naprawdę? — zawołała. — Wraca mi pan straconą nadzieję!
— Już dawniej musiał kryć się z tem, że usiłuje ocalić cesarza, a cóż dopiero teraz, gdy republikanie, pewni swego, nie pozwolą wydrzeć sobie Maksymiljana. Można go będzie wyrwać z ich rąk tylko podstępem.
— Rozumiem.
— Akcja Juareza musi być utrzymana w najgłębszej tajemnicy. Niechaj nikt nie przeczuwa nawet, że Juarez choćby przez chwilę myśli o czemś, co Maksymiljanowi mogłoby przynieść korzyść...
— Ma pan rację. Jakiż jest jednak cel tego energicznego dowodzenia?
Kurt potrząsnął ręką i ciągnął dalej:
— ...a pani tymczasem zwraca się do Juareza wręcz oficjalnie i prosi w oczach tych wszystkich, któ-

93