Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakto? A więc i pan nie ma serca?!
— Uważam, że Juarez powiedział tylko prawdę.
— Nie rozumiem w takim razie cesarza...
— Niech pani posłucha! Juarez miał rację, twierdząc, że cesarz sam rozstrzygnął definitywnie o swym losie. Zapoteka chciał go ratować, nawet wysłał ludzi z wyraźnem poleceniem ratowania cesarza. Sam byłem u Maksymiljana w tej sprawie. Prezydent wystawił mi list żelazny na okaziciela wraz z eskortą. Na podstawie tego glejtu mogłem przejść przez wszystkie oddziały i pozycje. Każdemu, ktoby go nie chciał uznać, groziła kara śmierci.
— Mój Boże! Nie uwierzyłabym, gdyby mówił mi to kto inny. Pan był u cesarza?
— Tak. Przed kilkoma dniami. Ale odprawił mnie z kwitkiem. Przeczytawszy, Maksymiljan zwrócił mi glejt — więc odszedłem.
— Znowu nic nie rozumiem.
— Ja w pewnym stopniu również. Powinienem się był właściwie cieszyć, że mnie nie rozstrzelano jako „republikanina“, który się wkradł tajemnie.
— Czy to nie przesada?
— O nie! Jeszcze ktoś znajdował się również przez dłuższy czas wpobliżu cesarza, aby z rozkazu prezydenta ratować Maksymiljana.
— Któż to był taki?
— Niech mi pani wybaczy, ale nie jestem pewien, czy mi wolno wymienić nazwisko. Osobie tej udało się pozyskać zaufanie generała Mejii.
— Mejia jest człowiekiem wiernym i dzielnym.

91